Powrót do ojczyzny z emigracji.
Emigracja zawsze ma silny związek z reemigracją, bo wielu z nas po kilku latach spędzonych poza granicami kraju postanawia do niego wrócić. Dlaczego? Pytanie to drażni wszystkich powracających, bo jak wytłumaczyć logicznie tęsknotę za chorą Polską, chęć wykształcenia dzieci w duchu patriotyzmu i szacunku do bliźniego? Jak opisać sierpniowy nastrój powstańczy, zapach jesieni i kolory wiosny? Z roku na rok tęsknota rośnie, zaś złe wspomnienia zacierają się, i tak oto tylko kiełbasa kupiona w sklepiku na rogu ma taki smak i aromat, tylko nasze polskie jabłka zrywane w sadzie są chrupiące, zaś pomidory z bazarku pachną. Otoczenie zaczyna nas przytłaczać. Samotność, bo rodzina i wszyscy prawdziwi przyjaciele - zostali w Polsce. Choć rozsądek woła zostań, to serce podpowiada wracaj. Człowiek myśli: poradziłem sobie w obcym kraju, to u siebie będzie tylko lepiej, nabrałem cennego doświadczenia i poznałem język - czas wracać. To nie ci, co wyjeżdżają z Polski, ale ci, co decydują się na powrót powinni być otoczeni szacunkiem, bo wiedząc jaki jest nasz kraj, decyzja ta należy do odważnych... Pierwsze tygodnie są cudowne, dni wypełniają spotkania, rozmowy, akomodacja. Poznajemy na nowo miasto, zachwycamy się każdą najmniejszą zmianą. To nie czas jeszcze na porównania. Co prawda zauważamy, że mimo wielkich zmian - nic się nie zmieniło i tak choć urzędy pięknie odnowione, to w okienku wciąż ten sam grymas twarzy przy czarnej kawie. Sklepy, towar i ceny zachodnie, uśmiechamy się do siebie nie jest tak źle, będzie dobrze i w kantorze wymieniamy kolejną oszczędzoną walutę... Depresja przychodzi znienacka, pojawia się pewnego jesiennego wieczoru co ja tutaj robię? Ludzie szarzy i przygnębieni, uśmiechają się z przyzwyczajenia, z grymasu, a nie z potrzeby serca. Średni przeciętny czterdziestolatek jest na tyle zmęczony i pozbawiony nadziei, że wygląda na sześćdziesięciolatka. Co druga osoba nie ma zębów i jest szara na twarzy. W autobusach śmierdzi, co jest niezbitym dowodem na to, że wciąż oszczędzamy na wodzie, bądź na mydle. Z przerażeniem dociera do nas, że jeszcze chwila i my będziemy tacy sami, bo jak poradzić sobie za 3000 PLN? Koszty utrzymania w Polsce są nieprzeciętnie wysokie w porównaniu do zarobków, a znalezienie pracy za dobrą płacę graniczy z cudem. Nie wspomnę, że większość powracających ociera się o urząd pracy. Wracając, musimy sobie uświadomić, że pracodawca nie jest zachwycony naszym zagranicznym doświadczeniem, zaś brak ciągłości pracy w Polsce to kolejny minus. I tak z dnia na dzień rodzi się pytanie, dlaczego tak się dzieje? Osoby przebywające ponad pięć lat poza granicami kraju nie potrafią się odnaleźć, dla nich to kolejna emigracja, gdzie trzeba od nowa uczyć się żyć. Oprócz języka polskiego już nic nie jest zrozumiałe. Tracą kontakt z rówieśnikami, rodziną, znajomymi - czują się obco i źle. Nie umieją zrozumieć państwa, w którym wciąż własne mieszkanie i samochód to luksus oni wiedzą, że to jest minimum potrzebne do normalnego funkcjonowania i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, dziwny raczej jest fakt, że nikt się nie buntuje. Powoli rezygnują ze swoich przyzwyczajeń, zaczynają oglądać każdą złotówkę, rzadziej wychodzą do kina i coraz częściej zaglądają do Biedronki. Gdyby nie fakt, że wiedzą, iż można żyć inaczej, prawdopodobnie byliby szczęśliwi, że jakoś wiążą koniec z końcem, że są zdrowi i że dzieci dobrze się uczą. Po roku ich stan psychiczny wskazuje na lekkie załamanie nerwowe i powinni udać się po pomoc do psychiatry, ale gdzie znaleźć takiego, co zrozumie? (aby pomóc, sam musiałby być reemigrantem - ale czy wtedy byłby normalny?). Nie potrzeba przecież kolejnej osoby, która będzie się nam przyglądała z pobłażaniem i brakiem zrozumienia, jesteśmy inni i już nigdy nie zaznamy spokoju, serce rozdarte na dwa i pytanie, dlaczego zwykły Kowalski tam nie może nadal pozostać tym samym we własnym kraju? Dlaczego w Polsce zaczyna tracić nadzieję na lepsze jutro i życie staje się zwyczajną walką o przetrwanie, gdzie z góry jest skazany na przegraną? Dlaczego ludzie godzą się na takie życie i jeszcze stukają palcem w czoło, gdy my mówimy, że nie powinno zapożyczać się na wyprawkę do szkoły, zaś zaspakajanie najzwyklejszych potrzeb nie jest absolutnie niczym złym i powinno stać się normą. Czy to z nami jest coś nie tak? Czy nasz kraj, a raczej jego rząd, jest chory? Polska staje się koszmarem, złym snem z którego nie możemy się wybudzić. Myślę, że reemigrantów zadowolonych z powrotu jest niewielu, zaś setki osób jest w stanie depresyjnym, gdzie tylko ponowny wyjazd, bądź psycholog może pomóc a przecież wracali z miłości do kraju, do domu, do przyjaciół...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz